Z badań i raportów dotyczących udziału poszczególnych nośników i platform w rynku muzycznym wynika, że pliki i serwisy streamingowe wyprzedzają konkurencję o kilka okrążeń. Temat nośników fizycznych wydaje się zamknięty i nawet ogarniająca cały świat moda na winyle i gramofony nie jest w stanie odwrócić losów tej wojny. O ile jednak melomani od dawna mogą już słuchać plików w jakości studyjnej, a serwisy streamingowe oferują wygodny, szybki dostęp do milionów utworów, które możemy odtwarzać nawet za pomocą smartfona, z punktu widzenia audiofila sytuacja nie jest jeszcze stabilna.
Jeżeli bowiem, ciesząc się wygodnym dostępem do ulubionej muzyki, chcemy także uzyskać wysokiej klasy brzmienie, zaczynają się schody. Zarówno od strony sprzętu, jak i kluczowej w całym tym procesie warstwy software'owej, wszystko jest w tym momencie mocno rozczłonkowane. Jedna firma wspiera takie serwisy, inna drugie. Jeden producent ma swoją własną aplikację do odtwarzania muzyki, a inny polega na zewnętrznych systemach, jak Spotify Connect. Jakość dostępnego materiału też bywa bardzo różna. Ciężko nad tym zapanować i uzyskać konkretne dane dotyczące jakości odtwarzanych plików, w związku z czym czasami już nie wiadomo czego tak naprawdę słuchamy. Do przeglądania plików trzeba użyć jednej aplikacji, a do obsługi serwisów streamingowych lub radia internetowego - innej. Wprowadzając na rynek streamery i inne urządzenia wyposażone w łączność sieciową, wielu producentów elektroniki spodziewało się, że pojawienie się różnego rodzaju usług i aplikacji stworzonych z myślą o audiofilach jest tylko kwestią czasu. Wszystkie elementy tej układanki były przecież rozłożone na podłodze. Wystarczyło je pozbierać, uporządkować i zbudować z nich system, o którym wszyscy marzyli. Problem w tym, że nikt specjalnie nie palił się do tej roboty, w związku z czym większość producentów sprzętu inwestowało we własne aplikacje, a klienci wciąż nie mogli doczekać się jednego, spójnego systemu łączącego całe ich muzyczne środowisko, cały plikowo-streamingowy świat w jedną całość. W końcu ich modły zostały jednak wysłuchane - zadania podjęła się nowojorska firma Roon Labs, a jej oprogramowanie podbija świat audiofilskiego streamingu.
Każdy system zaprojektowany z myślą o odtwarzaniu muzyki z sieci i innych źródeł cyfrowych ma swoje bolączki. Darmowe aplikacje są po prostu kiepskie, ich funkcjonalność pozostawia wiele do życzenia, a użytkownicy muszą się czasami mocno napracować, aby w ogóle zmusić oprogramowanie do współpracy z konkretnym urządzeniem. O wiele lepsze wydają się programy stworzone z myślą o sprzęcie konkretnej marki, jednak najczęściej mają one ograniczone możliwości. W końcu niewielu producentów elektroniki może w porę reagować na aktualizacje oprogramowania i nawiązać współpracę ze wszystkimi liczącymi się serwisami streamingowymi. W jednej aplikacji trzeba za każdym razem przeszukiwać zasoby na dysku sieciowego od samego początku, wchodząc w kolejne foldery i podfoldery, w innej nie ma możliwości przewinięcia utworu, a jeszcze inna daje dostęp tylko do usług oferujących dźwięk najgorszej jakości. Wielu użytkowników zwraca też uwagę na brak "normalnego" kontaktu z muzyką, który dla nich oznacza nie tylko możliwość odtworzenia dźwięku, ale także uzupełnienie tego doświadczenia lekturą książeczki z informacjami o artyście, tytułami i tekstami utworów lub dodatkami w rodzaju zdjęć ze studia nagraniowego.
Wszystko to sprawia, że w niektórych sytuacjach przygoda z plikami i streamingiem kończy się rozczarowaniem, bo miało być elegancko i wygodnie, a efekt jest taki, że muzyki słucha się z pendrive'a, dostęp do plików i folderów przypomina przeszukiwanie zasobów komputera na kalkulatorze z jednolinijkowym wyświetlaczem, a jakość brzmienia nie powala. Jeżeli nam się poszczęści lub świadomie wybierzemy sprzęt obsługujący wszystko, na czym najbardziej nam zależy, przez jakiś czas będziemy bezpieczni. Jeśli zaś postanowimy zaoszczędzić, wybierając streamer z wyprzedaży lub mniej popularny model, którego producent nie inwestuje w rozwój swojego oprogramowania, prawdopodobnie od razu będziemy mieć problem z dostępem do niektórych funkcji, a pewnego dnia może okazać się, że nasz sprzęt nadaje się tylko do wymiany, i to nie z powodu usterki, ale przestarzałego software'u.
Najgorszy jest jednak brak chęci porozumienia między największymi producentami elektroniki. Niemal każda firma robi aplikacje tylko dla siebie, ewentualnie dla kilku innych marek należących do tego samego koncernu. Część z tych systemów wygląda świetnie i daje użytkownikowi dostęp do różnych zasobów muzycznych, jednak chyba żaden nie był projektowany z myślą o audiofilach i ich dość specyficznych potrzebach. Popularne aplikacje tworzy się raczej na potrzeby głośników sieciowych i soundbarów, a przede wszystkim - smartfonów i podłączonych do nich słuchawek bezprzewodowych. Miłośnicy wysokiej klasy sprzętu mogą oczywiście skorzystać na tym, że dany streamer jest kompatybilny z taką właśnie aplikacją, jednak nie jest to rozwiązanie "docelowe". Ideałem byłby system łączący w jednym miejscu muzykę ze wszystkich źródeł lokalnych i strumieniowych, pozwalający nam w wygodny sposób zarządzać jej odtwarzaniem w różnych pomieszczeniach, kompatybilny z urządzeniami różnych marek, oferujący różne dodatkowe funkcje, jak upsampling czy korekcja akustyki pomieszczenia, a do tego rozszerzający nasz muzyczny świat o brakujące okładki, opisy, teksty i wszystkie dodatki, do których przyzwyczailiśmy się słuchając kaset, płyt kompaktowych i winylowych. I właśnie takim systemem jest Roon.